NS Zadruga a Rodzimowierstwo

Nacjonalistyczne Stowarzyszenie Zadruga jest tworem właściwie wyłącznie politycznym, ale z powodu licznych, powierzchownych odwołań do Rodzimej Wiary  niesłusznie jest wiązane z naszą religią. Dlatego kilka słów o tym jak „zadrużanie” markują religijne obrzędy w imię świeckiej „religii ewolucyjnego panteizmu” i  co z tego wynika dla Rodzimowierstwa.

NS Zadruga działa już dość długi okres czasu i w przypadku wielu rodzimowierczych neofitów staje się często jedną z pierwszych „pogańskich” grup na jaką można trafić w internecie. Samo stowarzyszenie nie jest jednakże bezpośrednią, ani nawet dokładną kontynuacją drogi obranej przez oryginalnych Zadrużan, działających w XX-leciu międzywojennym. Kulturalizm, czyli Idea mentora oryginalnej Zadrugi, Jana Stachniuka (1905-1963), pozostaje dość popularna w rodzimowierczych kręgach, szczególnie tych o dłuższym stażu. Do niej odwołuje się także założone nacjonalistyczne stowarzyszenie, obecnie chwalące się istnieniem (przynajmniej w teorii) co najmniej kilku oddziałów („gniazd”) w kraju. Abstrahując od działalności politycznej stowarzyszenia, bo nie o tym traktuje ten artykuł, na bazie Stachniukowskich idei grupa pragnie rozwijać „wyznanie oparte o panteizm ewolucyjny”, tzw. „religię narodową, świecką”, w której wiarę w Bogów zastąpi kult narodu oraz jego bohaterów. Do tego dołączony jest także odpowiedni program gospodarczy: „(…) narodowa wspólnota tworząca z kolektywną gospodarką planowaną. Wraz z odrzuceniem kapitalizmu i komunizmu odrzucamy ich wspakulturę – hedonizm, personalizm, wszechmiłość, nihilizm i moralizm” – czytamy w manifeście grupy.

Według Zadrugi, ofiara Rodzimowiercza to zabobon – no chyba, że „składa się ją narodowi”.

Wydawałoby się więc, że NS Zadruga posiada jasno sformułowane cele i założenia – kolejne blogi i strony (a jest ich kilka) obfitują w patetyczną poezję, fotoszopowe przeróbki sowieckich i niemieckich plakatów propagandowych oraz manifesty ideowe i wszelakie rozważania. I w zasadzie, jako rodzimowiercy, moglibyśmy działalność Zadrużan zignorować, lub miejscami nawet pochwalić, ale jest jedno „ale”.

Niezależnie jak bardzo stowarzyszenie by się od nas odcinało, w oczach opinii publicznej, o ile zostanie w ogóle  dostrzeżone, funkcjonuje jako odłam Rodzimowierstwa. Przeciętny Kowalski oczywiście zauważy wyłącznie płonące swastyki oraz łysych panów w nieumiejętnie zawiązanych na białych koszulach krawatach; nie interesuje go kontekst. Jasne, moglibyśmy powiedzieć – „co nas obchodzi Kowalski” albo po prostu „to nie nasi”, gdyby nie to, że posługują się oni dokładnie tą samą symboliką i nazewnictwem co my – Rodzimowiercy, a postrzeganie Kowalskiego generuję opinię publiczną na nasz temat.

Ale od początku. NS Zadruga do serca wzięła sobie sugestię innego czołowego zadrużanina – Antoniego Wacyka (1905-2000) aby „bałwany zostawić bałwanom” i bardzo mocno – szczególnie ustami swojego lidera – odcina się od jakiejkolwiek głębszej duchowości, a więc takiej, która zakłada wiarę w „byty nadprzyrodzone”. Zamiast tego zadrużanie wolą innego bałwana, którym jest naród.

Dokładnie tak. Jeśli traktować poważnie wypowiedzi członków Zadrugi w mediach społecznościowych, to obiektem czci jest masa ludzka, która w stosunku do samej Zadrugi najczęściej jest głucha i ślepa, a w najlepszym przypadku reaguje agresywnie. No cóż, wybrali sobie bardzo wyrodne bóstwo.

Swoją drogą, warto tutaj zwrócić uwagę na pewien absurd. NS Zadruga jest jednym z bardziej antysystemowych ruchów, otwarcie negujących Polską politykę i głównonurtowe partie. Pragniemy tylko zwrócić uwagę, że naród czczony przez zadrużan, to ten sam naród, który dwukrotnie wybrał Platformę Obywatelską (którą nacjonaliści przecież gardzą i chyba nawet uważają za współczesny odpowiednik Targowicy), modli się w Kościele, a we wszelkich sondażach zaufania społecznego typuje nazwiska stojące w sprzeczności z poglądami tego środowiska. Skoro naród jest święty i oddaje mu się cześć, to czy jego wyznawcy nie powinni zarazem szanować jego decyzji? A może naród w ujęciu NS Zadrugi to tylko osoby wyznaczone przez członków stowarzyszenia? Oczywiście jest to uproszczenie, bo wszak chodzi właśnie o przekucie charakteru tego narodu, ale trudno nie odnieść wrażenia, że robota zaczęta jest, proszę wybaczyć wyrażenie, od dupy strony.

Oczywiście nie zamierzamy tu deprecjonować samej idei narodu, patriotyzmu czy nawet niektórych form nacjonalizmu, ale tworzenie świeckiej (sic!) religii polegającej na otaczaniu kultem społeczeństwa, którego swojego „wyznawcę” raczej odrzuca, zakrawa o praktyki masochistyczne.

Pomimo odtrącenia bałwanów, formą oddawania czci narodowi jest udział w jego tradycjach – stąd NS Zadruga bardzo chętnie organizuje, zdawałoby się, Rodzimowiercze obchody świąt takich jak Jare Gody, Szczodruszka, Dziady itd. Teoretycznie – świetnie, bo w dzisiejszych czasach walka o tradycję jest bardzo potrzebna. Jednak NS Zadruga robi to na swój sposób i praktyka jednak już nie jest taka świetna.

O tym jak wygląda to w praktyce, można przekonać się wchodząc na strony grupy. Nie trudno zauważyć różnice między zwykłym obrzędem rodzimowierczym, a „obrzędami” Zadrugi.

Swoje działania poszczególne gniazda relacjonują w Internecie za pomocą fotografii i nadętych tekstów. Mamy więc Święty Ogień Swarożycowy i składane weń ofiary – chleb, jajka, mleko, miód. Mamy odczyty myśli Stachniuka w blasku płonącej swarzycy i pochodni. Mamy wreszcie specyficzne ubrania (nazywane przez lidera organizacji szumnie „mundurami”) na które składa się biała koszula, krawat i bojówki. Serio, nie chcemy być złośliwi, ale z punktu widzenia Public Relation, czy nawet zwyczajnego, chłopskiego rozsądku – taki wizerunek absolutnie nie zjedna nikomu poparcia osób spoza tej bajki, ani nie wzbudzi społecznego zaufania. I, jeszcze raz zapewniając o braku celowej złośliwości – ten zestaw nie wygląda dobrze. Znacznie lepiej z niemal identycznym pomysłem poradził sobie obracający się w pokrewnych, radykalnych kręgach ONR.

Zadrużanie zbierają się więc w momentach przesileń i równonocy i czczą naród w swoim mocno zmaskulinizowanym gronie (nawet na Kupale, chociaż ich plakaty prezentujące akt seksualny głoszą – „w imię rasy – noc kupały!”) składając ofiary w ogień. I tu nasuwa się zatem szereg pytań, na które zadrużanie w Internetowych dyskusjach odpowiedzieć nie potrafili, chociaż sam ich lider nie szczędził pod adresem autorów Duchtyni i Rodzimowierców jako ogółu inwektyw o „katolstwie”, „zabobonie”, „facetach w sukienkach” i tak dalej.

A więc:

  • Do kogo kierowane są ofiary całopalne – bo przecież nie do narodu, których ten nie ma szans odebrać w ten sposób? Po prawdzie lepiej byłoby spalane dary przekazać byle bezdomnemu czy biednemu dziecku. Punkt odnosi się również do oświadczeń zadrużan o ich rzekomym panteizmie – winszujemy, ale nawet wówczas kult i związane z nim obrzędy stają się podobnie bezużyteczne jak w przypadku „narodowierstwa”. Nie ma sensu palić pokarmów skoro nie wierzy się w istnienie odbiorcy ofiary ani nawet jakąś głębszą mistykę samego rytuału.
  • Z jakiego powodu kolejne święta solarne posiadają tradycyjną symbolikę i nazewnictwo, skoro wszystkie sprowadzają się do robienia tego samego, a więc organizowania czegoś w rodzaju partyjnego zjazdu przyprawionego „mistycznym” sosem?
  • Zadrużanie tłumaczą, że ich religia ma nieść w sobie element wychowawczy i kształtujący postawy; wydaje się to jednak kuriozalne, skoro z narodowych tradycji w obrzędowości zadrużan pozostawiono kilka mniej lub bardziej wyrazistych elementów odartych z jakiegokolwiek sensu duchowego. Po co nazywać to religią, a co dopiero tradycją?
  • Jednym z głównych filarów doktryny zadrużnej jest uznanie istnienia Woli Tworzycielskiej manifestującej się w człowieku i w nim zyskującej świadomość, stąd duży nacisk zadrużan na humanizm i rolę człowieka („nic ponad jego myśl i dłoń”) – w takim razie czy nie lepiej twórczą siłę przekuć w twórcze działanie na rzecz narodu, zamiast robić odczyty przy pochodniach i palić chleb w ogniu?

Informacje na temat obrzędów zadrużnych pochodzą od ich uczestników oraz z analizy materiałów zdjęciowych i relacji tekstowych autorstwa samej grupy.

Z jednej więc strony humanizm, ale i panteizm; pogaństwo, ale nie duchowość; polityka, ale w lesie, nie przy stole. Związki z Przyrodą? Oczywiście, rozumiemy to; tylko co ma z tym wspólnego odprawianie „ślepych” obrzędów i łączenie tego z politycznymi odczytami?

Problem w tym, że zabawy NS Zadrugi rzucają cień na Rodzimowierstwo samo w sobie i sprawa nie dotyczy bynajmniej wyłącznie prasy gadzinowej w rodzaju pewnego wyborczego periodyku. Dlatego wydaje się, że środowisko powinno głośno i wyraźnie podkreślać wartości patriotyczne, które są immanentną częścią Rodzimej Wiary, ale jednocześnie równie głośno i wyraźnie wskazywać palcem na zadrużnych bałwochwalców i mówić: to nie jest Rodzimowierstwo. Podobnie jak nie jest nim wszelka patologia spod znaku „turbo” czy wynalazki new age. My to wiemy, ale wiedzieć powinni o tym przede wszystkim laicy.

Jako, że po artykule spodziewamy się wylewu szamba i rychłych odwiedzin samego wodza grupy, doprecyzujemy: w artykule interesował nas przede wszystkim aspekt kulturowo-religijny działalności stowarzyszenia, a mimo licznych zastrzeżeń bynajmniej nie deprecjonujemy ani całościowo nie odrzucamy dorobku przedwojennej Zadrugi i uważamy, że jest to idea, z którą warto się zapoznać.  Jednakże leśne przemowy z mównicy na partyjnych zjazdach imitujących obrzędy religijne organizowane przez współczesnych zadrużan trudno nazwać wartościowymi z którejkolwiek strony. Tak kulturo- i religioznawczej, jak i politycznej.

Grafiki zaczerpnięto z http://ns-zadruga-podlasie.blogspot.com

Dodaj komentarz